Dobre wino to takie, które nam smakuje?
Nie, to nie musi być dobre wino, ale nie warto się tym zbytnio przejmować.
Przeczytałem na jakimś forum wywiad z sommelierem pracującym dla dużej sieci sklepów alkoholowo winiarskich.
Ta teza była zawarta w tytule. Ja się z nią nie zgadzam. Zresztą nie tylko z tą tezą, ale o innych aspektach będą kolejne wpisy.
Kiedy czytam o tym, że „wina pochodzące z nobliwych regionów mają zawsze wysoką rangę i jakość”, to pomyślałem, że trzeba znowu odświeżyć klawiaturę.
Smutne jest to, że takie stanowisko prezentuje ktoś, kto ma wpływ na to, co piją setki miłośników wina.
Ja bym nie łączył dobrego wina z tym, czy nam smakuje. Dobre wino to nie musi być wino, które nam smakuje!!
Na tej zasadzie, to Carlo Rossi to wino genialne! Hahaha.
Natomiast popieram tezę: pijmy wina, które nam smakują.
Teza, że dobre wino to takie, które nam smakuje, jest pomieszaniem z poplątaniem.
Często dobre wino nam nie smakuje, bo nie nauczyliśmy się jeszcze pić takich win.
Ja zawsze powtarzam, że nie trzeba znać się na winach, aby stwierdzić, które wino nam smakuje. I ten smak będzie ewoluował wraz z poznawaniem wina, czyli poprzez picie wina. Wobec tego nie trzeba się znać, aby móc wybrać wino, które nam smakuje.
W wywiadzie pada pytanie: jak odróżnić dobre wino od niedobrego? Pytanie zostało źle postawione, bo na takie pytanie nie jest łatwo odpowiedzieć bez wiedzy winiarskiej. Złe wino to takie, które ma wady, a nie takie, które nam nie smakuje.
Wobec tego pytanie powinno brzmieć jak mamy wybrać wino? Po prostu to, które nam smakuje.
Często mam problem z namówieniem kupujących do zakupu win półwytrawnych, półsłodkich czy wręcz słodkich. Niestety pokutuje niesłuszne przekonanie, że dobre wino powinno być wytrawne. Otóż dobre są również półwytrawne, półsłodkie czy wręcz słodkie. Jednak nie to jest ważne, tylko to , czy wino nam smakuje. Czasami przychodzą do mnie osoby, którym smakowało jakieś konkretne wino w restauracji i chcieliby kupić wino tego samego typu lub wręcz to wino. Okazuje się, że to było wino półwytrawne!
Ja takiego wina nigdy im nie proponowałem, bo zawsze prosili o wina wytrawne. Otóż większość win tak lubionych przez Polaków, czyli Primititvo są to wina półwytrawne. Kupujący i pijący nawet nie zdają sobie z tego sprawy.
Nie jest łatwo odróżnić dobre wino od wina bardzo dobrego i często wina droższe smakują „gorzej” niż wina tańsze, chociaż te droższe są lepsze. Najbardziej polecam wina w przedziale 88-90 pkt w skali Parkera, bo są jeszcze stosunkowo smaczne przy wysokiej jakości. Wina z wyższą punktacją nadają się do picia po jakimś czasie, czasem nawet po wielu latach. Przy czym „nadają się do picia” nie oznacza, że obecnie się nie nadają, tylko pokażą swoją jakość i to, dzięki czemu otrzymały tak wysoką ocenę ja jakiś czas. Najczęściej 5-10 czy nawet 20 lat.
Ciekawym wydało mi się pytanie: to skąd takie różnice w cenie wina. Niestety odpowiedź mnie nie zadowoliła. To jest temat na kolejny wpis.
Tutaj powinno raczej paść pytanie, dlaczego wina u nas są tak drogie w stosunku do innych rynków? Odpowiedź jest prosta: bo mamy wysokie marże!! Cała reszta argumentów jest tylko pochodną. To, że tak jest, nie jest jakąś wielką winą dystrybutorów, tylko małego popytu. Ci, którzy odważyli się na niższe marże już z rynku wypadli lub dogorywają. Tak samo, jak Ci którzy zdecydowali się na sprzedaż samych win. Bez alkoholu mocnego i piwa nie ma szans (prawie) na przetrwanie na rynku.
Ja bym napisał tytuł, że dobre wino nie musi być drogie, ale to raczej nie w tej sieci. Hahaha.
Na zdrowie!!
Trochę się Pan , wg mnie, zagalopował.
Upraszczając : a któż to niby ma ustalić ,które wino jest dla mnie dobre ? Pan czy inny „redaktor”?
Tak, sądzę , że pijący o tym decyduje co jest dla niego dobre .
Miliony pijące kolę i „rossich” nie mogą się mylić .
Proszę ich nie uszczęśliwiać na siłę.
O gustach się nie dyskutuje ; do wytrawności i „wyzwolenia się ” ze słodyczy matczynego mleka i słodkich napojów trzeba , to prawda , dorosnąć ale to tych doceniających wytrawność wcale nie czyni „lepszymi ” od tych słodkich.
Dla Pana mogę nawet ja, jak poznam Pana gust. Dobre dla Pana, nie oznacza dobre wino jako wino. Popełnia Pan ten sam błąd co tamten sommelier! To, że mi smakuje, nie oznacza, że jest dobre. Dobre dla mnie i dobre jako dobre wino. To są różne pojęcia i dobrze byłoby je rozróżniać. Dobre dla mnie, bo mi smakuje. Lecz to nie musi oznaczać, że wino jest dobre. Ja wcale nie twierdzę, że się znam na winach. Mam doświadczenie, bo ich wypiłem tysiące. Mam już jakąś świadomość wina. Testuję mój gust i umiejętność oceny wina, przy każdej wizycie w winnicy, analizując przy winiarzu jego wina. Moja żona często obserwuje jak pomału winiarz przy pierwszym spotkaniu nabiera pewnego szacunku, po tym jak z nim rozmawiam o jego winach. Czasami trafiają mi się prawdziwe komplementy z ich ust. Te są dla nie najważniejsze. Tylko osoby bez wiedzy mogą twierdzić, że wina słodkie są niedobre. Mogą nie smakować. Mogę ich nie pić, bo uważam że to passe(chociaż to tylko świadczy o małym doświadczeniu). Zawsze powtarzam, że coca-cola też jest smaczna, a nie jest winem. Hahaha. Tak samo, jak koktajl śliwkowy rozlewany w Niemczech zwany winem śliwkowym. Kiedy pytają mnie jakie wina piję? Mówię, że każde byle dobre. Może być wytrawne, półwytrawne (którymi czasami się zachwycam), półsłodkie czy wręcz mega słodkie. Oczywiście co innego wypić butelkę czy dwie, a co innego podziwiać smak i kunszt winiarskiej roboty. Na tej zasadzie to nawet dwa plus dwa jest trzy, bo ja tak uważam. I nie będzie mi nikt mówił, żaden specjalista, czyli nauczyciel, że to nie jest prawdą. Wszystkie pojęcia w sumie są umowne. Tak jak uznajemy autorytety w dziedzinie fizyki, medycyny i innych nauk, tak samo są osoby znające się na winach, bo zgłębiają temat przez wiele lat. Nie zawsze pasuje mi gust danego krytyka i wiem po wypiciu wielu win przez niego ocenionych, czy mój gust jest podobny do jego. Jeśli tak to mogę polegać na jego ocenach. Jeśli nie to szukam innego i jego oceny mnie nie interesują.Ale wiem, że wina będą smakowały konsumentom lubiącym ten styl co on i wiem, komu mogę je polecać. Gust a co za tym idzie preferencje, poznajemy poprzez degustację. Jeśli ktoś na podstawie mojej recenzji kupuje wino i to wino mu nie smakuje pomimo mojej pozytywnej rekomendacji, to szkoda czasu, aby czytał moje recenzje. I tyle. Proste jak konstrukcja cepa. Widzę, że muszę popełnić kolejny wpis na ten temat, bo jest potrzebny. Dziękuje za temat. Pozdrawiam.
Panie Krzysztofie – żeby zrozumieć autora, trzeba go poznać.
Od czasu do czasu czytam Pana komentarze („wpisy”) i z jednej strony rozumiem (tak myślę) Pana tok myślenia i „przelewania myśli w klawiaturę” a z drugiej uważam, że pana styl pisania jest zbyt bezpośrednio odzwierciedlający Pana przemyślenia. Zapewne zamierzone jest przelewanie myśli w tekst, gdyż wtedy mamy możliwość poznania Pana myśli w 100% (tzn. w taki sposób w jaki powstają w umyśle autora). Taka forma „przelewania myśli w wyrazy/zwroty/zdania” ma także swoje minusy, gdyż obciąża czytającego koniecznością zapoznania się z większą liczbą wpisów, w celu poznania charakteru (czy też sposobu myślenia) autora.
W efekcie tego – ja to kupuję.
Dlaczego? Bo staram się zrozumieć co autor miał na myśli. A że myśl przewodnia tego wpisu do mnie trafia (do innych może i nie; być może ze względu na styl pisania? to tylko teza, której nie zamierzam bronić) to właśnie dlatego, że zrozumiałem (tak myślę) co autor miał na myśli.
Otóż – „dobre wino” to zlepek dwóch słów, których rozumowanie jest uzależnione od indywidualnego podejścia do tematu danego czytelnika.
Przywołajmy np. słowo „pączek”. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że czytając to słowo większość z nas kojarzy je z wyrobem cukierniczym 😉 ale przecież słowo „pączek” może być identyfikowane zarówno z biologią (roślina) jak choćby z określeniem osoby otyłej 😉 (w języku potocznym).
I tak samo jest z „dobrym winem”.
Dla Pana Krzysztofa może to być produkt spełniający kryteria, które pozwolą określić go jako wino wytworzone zgodnie z wytycznymi regionu, kanonami nauki, których wynikiem jest wysoka jakość (w odniesieniu do uprawy/zbiorów/winifikacji/fermentacji/butelkowania, etc.) produktu ostatecznego. Dla innych natomiast słowa „dobre wino” mogą oznaczać „wino, które im smakuje”.
Jeśli więc zrozumiemy co autor miał na myśli – dojdziemy do wniosku, że sommelier popełnił faux pas… Choć niekoniecznie. Możemy również dojść do wniosku, że celem sommeliera było szerzenie, ale nie nauki o winach lecz sprzedaży (może słowo zwiększanie byłoby bardziej na miejscu w tym przypadku niż „szerzenie”).
Inaczej mówiąc – każdy z nas w inny sposób rozumie dane słowa/zwroty i ubolewać można tylko na tym, że o winach wiemy tak mało, że samo słowo „sommelier” powoduje zwiększenie sprzedaży bez względu na to czy poleca wina „dobre” czy też nie.
Ale powyższa teza nie tyczy się tylko win. Podobny sposób funkcjonowania znajdziemy w wielu branżach. Pozwolę sobie tylko wspomnieć, że polityka jest jedną z nich, gdyż demokracja (wybór większości, czyli przeciętnie niższej inteligencji) powoduje, że sposób zarządzania narodem wpisuje się w trend myślenia ogółu.
Panie Krzysztofie – na zdrowie! I oby więcej Pana wpisów można było przeczytać w tym roku.
pozdrawiam 🙂
Dziękuję za komentarz. Aby poznać, co oznacza dobre wino dla mnie, trzeba spróbować „kilku” win, które rekomenduję. Przy czym mi smakują wina o wielu profilach. Wytrawne, półwytrawne i słodkie. Od jakiegoś czasu poruszam się w winach niedostępnych dla dyskontów, więc nawet nie mam o czym pisać. Cały czas moja selekcja. Pozdrawiam.