Kij w mrowisko-głos w dyskusji

Kilka dni temu na Winicjatywie ukazał się artykuł Kij w mrowisko.

Na kanwie tego artykułu wybuchła zażarta dyskusja o prywatnym imporcie (zakupie) wina poza granicami Polski. Najdłuższa wymiana zdań nastąpiła pomiędzy panem Markiem a red. Bońkowskim z Winicjatywy.

Czego dotyczyła ta dyskusja? W skrócie, ceny win na Polskim rynku.

Ani red. Bońkowski, ani pan Marek nie są importerami wina. Nie wiem, jakiego w sumie zdania bronił red. Bońkowski? Chyba tego, że niezależnie od ceny powinniśmy kupować wina w Polsce.

Ciekawy jestem ile wina red. Bońkowski zakupił w zeszłym roku w Polsce?

Czy zapis zakup własny autora oznacza, że wino zakupiła Winicjatywa czy red. Bońkowski z własnej kieszeni i nikt mu tych pieniędzy nie zwrócił?

Czy zapytał importerów, dlaczego sprzedają wina tak drogo?

Ta wymiana zdań sprowokowała mnie do zabrania głosu w tej dyskusji, ponieważ uważam , że pan Marek ma  dużo racji. Powoływanie się na duże koszty importu (dlatego że procedura jest skomplikowana), na to, że koszt naklejania banderol w winnicach jest drogi, to są mity.

Koszt naklejenia banderol jest różny w zależności od winnicy i kraju. Najdrożej jest we Francji (Francuzi są najgorszymi partnerami pod tym względem). Ceny naklejania banderol wynoszą maksymalnie 20-30 eurocentów. We Włoszech i Hiszpanii większość winnic nakleja banderole za darmo.

Kolejny mit to wyższe ceny zakupu. Mamy takie same ceny jak importerzy z Niemiec, Holandii, Anglii czy Danii. Czasem nawet te ceny są niższe, bo producent chce wejść na nasz rynek i „daje” specjalne upusty. Mam na myśli „małych importerów” jakich w Niemczech czy Anglii są tysiące. Jeżeli cena w sklepie internetowym w Niemczech jest 6-8 euro, to wiadomo że importer płaci maksymalnie 3-4 euro. W Polsce cena tego wina wynosi 12 euro.

U nas to działa mniej więcej tak: cena zakupu 2 euro = cena na półce 29 zł, a w Lidlu czy Biedronce 14 zł. Tak kalkulują prawie wszyscy importerzy. U nas to jest standard. W Niemczech cena tego wynosi wynosi około 20-22 zł.

W trakcie moich kontaktów biznesowych producenci często pytali, jaka będzie cena danego wina na Polskim rynku. Dziwili się, że ceny są tak wysokie w porównaniu do innych europejskich rynków. Uważali, że to wynika z wysokiej akcyzy. Byli w błędzie, ponieważ akcyza na wino w Polsce jest bardzo niska 1,58 zł/L, czyli 1,19 zł za butelkę 0,75 L.

Kolejny mit to wysokie koszty obsługi banderol i procedury importowej. Procedura jest skomplikowana dla początkujących, ale import jest potem znacznie uproszczony, a kontrole Urzędu Celnego są sporadyczne. 80% dostaw jest zwolnionych z kontroli celnej. Dzięki uproszczonej procedurze EMCS.

Natomiast faktem jest, że koszty pracy w Niemczech są dużo wyższe niż w Polsce.
Czy czynsze wynajmu lokalu są wyższe? Może są porównywalne.

Wobec tego, dlaczego ceny w Polskich sklepach są tak wysokie?

Zależy w jakich sklepach. W Biedronce i Lidlu są identyczne jak w Niemczech. Czyli  można? Można.

Gdzie wobec tego jest pies pogrzebany? Czy nasi importerzy są tacy pazerni? Nie. W wielkości rynku!!!

Sprzedaż wina w Polsce to jednak nadal margines. Spożycie wina jest wielokrotnie niższe per capita niż w Niemczech, Dani, Belgii, nie wspominając o Francji, Hiszpanii, czy Włoszech.

I to jest największe wyzwanie przed którym stają importerzy. Mała sprzedaż, a przy tym wysokie koszty stałe.

Słuszne zatem jest pytanie:

Jeżeli ceny wina w Polsce są tak wysokie, to czemu najwięksi Niemieccy, Francuscy czy Angielscy  gracze detaliczni nie kwapią się z wejściem?

Odpowiedź:

Bo nasz rynek jest zbyt mały i koszty ich działalności na polskie realia są bardzo wysokie. Dużo wyższe niż naszych importerów. Szczególnie poprzez wysokie koszty osobowe.

Jakie jest wobec tego wyjście z tej sytuacji?

Odwrócenie błędnego koła, czyli obniżenie kosztów i marż importerów, tak aby dostosować ceny wina w Polsce do cen na innych dojrzałych rynkach. Kto pierwszy wykona taki ruch, odniesie w dłuższej perspektywie sukces. Ale jest to bardzo niebezpieczny ruch i nikt z dużych rodzimych graczy nie chce się na niego zdobyć. Może i słusznie? Skoro obecnie jakoś funkcjonują to, po co więcej ryzykować?

To jest jak ruch z obniżeniem podatków. Każdy rząd się boi, że im się budżet nie zepnie.

Dlatego musimy szukać innych mniejszych importerów, dla których import wina to bardziej hobby niż wielki interes i oni może zaczną ten rynek zmieniać. Oby.

A na dzisiaj pozostaje Wam to, co robi pan Marek. Prywatny import plus dyskonty.
Na marginesie tej dyskusji coś z blogowego „podwórka”. Mam śmiałą tezę, że gdyby krytycy winiarscy musieli płacić za wina, to wina kupowaliby tylko w dyskontach i kilku innych sklepach. Wszędzie indziej są zbyt drogie. Ja także. Próbuję tak dużo wina tylko dzięki współpracy z producentami, na targach i branżowych degustacjach.

Dzięki darmowym próbkom recenzje często są jak „z księżyca”. Pisanie o tym, że cena nie gra roli, dowodzi tylko oderwania od rzeczywistości i dla potencjalnego konsumenta jest mało przydatne. Bo ile można wypić win po 50-100 zł w roku?

Piszą o winie za 40 zł-50 zł, że jest zbyt tanie w stosunku do jakości. Dlaczego? Bo nie płacą za te wina. Dla płacącego każda cena jest „wysoka”. Czy nie wolelibyście kupować wina zamiast za 19,90 zł za 14,90? Ja bym wolał.

 

 

18 uwag do wpisu “Kij w mrowisko-głos w dyskusji

  1. Bardzo dobry tekst. Wreszcie ktoś się fachowo wypowiedział. Pan Marek jest oczywistym wygranym dyskusji z red. Bońkowskim. Ten nie wiedzieć dlaczego broni straconych z góry pozycji. Argumenty związane z kosztami są śmieszne, z punktu widzenia analizy ekonomicznej to jest żenujące, ta akcyza, naklejanie banderol…

  2. proponuję ten wpis umieścić w wątku na winicjatywie. Myślę, że 99% ludzi myśli podobnie, tylko nie ma świadomości jak to działa. Takie dyskusje wielokrotnie rozgorzały na winicjatywie, ale zawsze zyskiwały interlokutora w postaci bońkowskiego, który z wiadomych przyczyn broni obecnego stanu a tym samym obniża wiarygodność winicjatywy. My z kolegą kupujemy wina, kolega prowadzi bloga wyłącznie na nasz użytek, zamiast później wymieniać się mailami. Dzięki temu jesteśmy wiarygodni, a to czy ktoś to czyta czy nie w ogóle nas nie interesuje.

  3. Po tym tekście blog Krzysztofa Majera wpisuje do ulubionych blogów. Dobrze nakreślona misja blogu. Widać, że człowiek wie o czym pisze i po co pisze.

    Do tego tekstu dodam jeszcze jedną kwestię, sądzę istotną. Otóż, jeżeli przedsiębiorcy coś nie zmusi do obniżenia swoich cen, to tego nie zrobi. Co może skłonić? Konkurencja. Ale także informowanie o tym, porównywanie, zwiększanie świadomości kupujących. Red. Bońkowski nie chce tego robić; nie warto pisać dlaczego tego nie robi. Robi to Pan Marek robi Krzysztof Majer. To jest mądry i świeży głos.

    Ja się cieszę z takich dyskusji, one coś wnoszą, kropla drąży skałę i może będą niższe ceny, a importerzy zadowolą się marżami 10-20%, a nie 50%. O to wszak idzie, o kulturę cenowania wina w Polsce. Jeżeli nic nie skłoni importerów do zmiany, to oni jej nie zmienią. Nie można się nawet dziwić. Oczywiście, do zmiany polityki cenowej zmuszają dyskonty naszych rodzimych importerów , zawładnęły sprzedażą win do 30 złotych, teraz pora aby poszły dalej. Krzysztof Majer pisze o błędnym kole. To prawda. Kto je przerwie? Rynek, konkurencja, zagraniczni gracze, a może ktoś się z polskich importerów odważy? Czeka na niego premia pioniera!

    No ale nie mogę jednak nie napisać jeszcze coś o niezłomnym redaktorze Bońkowskim. Wali on wszak w bęben patriotyczny, pisze oto z patosem: „Poza tym delikatnie przypomnę, że akcyza stanowi drugą pozycję przychodową w budżecie państwa. Jak wszyscy przestaną ją płacić, to nie będzie szkół, szpitali ani pociągów.” Proponuje ogłosić hasło: Kupując wina u polskich importerów pomagasz naszej styranej Ojczyźnie! Redaktor Bońkowski nawołuje także do przestrzegania prawa w Polsce. To także ładne jest i szlachetne, patriotyzm zawsze wzrusza. Czyli jest wiele argumentów za tym, aby kupować wina u polskich importerów, zwłaszcza tych czołowych, z Warszawy. To postawa ewidentnie patriotyczna!

    Warto przeczytać także tekst Koali http://www.towinakoali.com/o-blogerach-i-importerach

  4. Dzień dobry,

    Panie Krzysztofie to ja Marek 😉
    dziękuje za ten tekst, nawet bardziej za wyjaśnienie internautom jakie rzeczywiste koszty ponoszą importerzy ( wcale nie takie horrendalne jak to się czasem przedstawia) niż za poparcie mnie.
    Mam nadzieje że wszyscy co czytali moja dyskusje na Winicjatywie oraz Pana tekst zrozumiej, że nie ma żadnych racji za tym żeby drogie wina w Polsce były sprzedawane dwa razy drożej ( a nawet i więcej) niż w Europie Zachodniej.
    Za każdym razem kiedy znajdę jakiś rodzynek u nas w Polsce czyli świetne wina w świetnych cenach rozgłaszam i reklamuje gdzie się da żeby taki supermarket czy sklep specjalistyczny czy importer miał nagrodę w postaci nowych klientów i sprzedanych win.
    Takie wyjątki się zdarzają i pisałem o nich w dyskusji na Winicjatywie.
    Od siebie dodam że dzisiaj poszedłem do Carrefour Reduta i kupiłem 2 butelki Pape Clement 2006, były dwie ostatnie wiec wynegocjowałem z dyrektorem sklepu cenę 2 x 300 zł, co jest ceną rewelacyjną nie tylko w Polsce ale i w ogóle w Europie gdzie cena tego wina to jest od 100 Euro w górę.
    Od razu dodam że dyrektor nie jest moim znajomym, nie mam żadnych „wejść” czy rabatów konsumenckich.
    Po prostu poprosiłem na rozmowę dyrektora Carrefour i spróbowałem moich zdolności handlowych tak jakby mógł to zrobić każdy Kowalski z ulicy 😉
    Mimo że większość drogich win kupuję za granicą to , powtarzam, są rodzynki w Polsce ( Warszawie) gdzie można zrobić super zakup i dodatkowo zareklamować wina i miejsce dla innych żeby nagrodzić sprzedawcę.
    Może to coś zmieni a ci którzy sprzedają wina kierując się zasadą 1 Euro=10 zł wymrą jak dinozaury.
    Serdecznie pozdrawiam
    PS niech Pan obejrzy oferty tych miejsc co polecałem w dyskusji z Bońkowskim tam naprawdę można znaleźć rewelacyjne wina w rewelacyjnych cenach i polecać je innym.
    Oczywiście nie są to wina w przedziale”do trzech dych” 😉

    1. Dziękuję za komentarz. Faktycznie M&S ma bardzo dobrą ofertę (na Polskie warunki). Wina ze średniej półki w dobrych cenach. Nie rewelacyjnych, ale dobrych. Importowałem wina ponad 20 lat i wiem jak drogo je sprzedawałem. Podobnie jak inni importerzy. Czas to zmienić. Nie gustuję w Bordeaux, bo są dla mnie zbyt drogie. Próbowałem sprzedać Chateau Latour z 1989 roku po 1200 zł (kiedy najniższa cena rynkowa jest dwa razy wyższa) z prywatnych zbiorów. A z drugiej strony wino za 1 USD po 25 zł. Po prostu mało kto się na tym zna. Pozdrawiam.

  5. Jest Marek! Gratuluję postawy w dyskusji z red Bońkowskim. Ewidentnie ją wygrałeś. WB bywa uszczypliwy, demagogiczny i schematyczny, gdy jest dyskusja o cenach stosowanych przez importerów. Broni ich, atakuje krytyków, obraża się. I to jest dowód jego stronniczości, a może i interesowności. Szkoda.

    Teraz znowu rozgorzała dyskusja na Winicjatywie. Sali dobrze pisze, ale i Krzysztof; z 1,5 euro ex cellar idzie zrobić 26 zł, dobrze, że nie 29… WB trochę się wycofuje. To dobrze. Gdyby on chciał przyłączyć się do frontu zmiany kultury cenowania w Polsce? Ale blogerzy powinni pełnić taką rolę, kilku już coś o tym pisze, ale nie mainstream. Na razie. Krzysztof może otworzy nowy front blogosfery. S.Chrzczonowicz będzie miał co krytykować.

    Warto przeczytać i ten tekst, o imporcie, cenach:
    http://blog.design-due.com/tanie-wino/

  6. Fakt Bordeaux zrobiły się bardzo drogie ale w Leclercu można kupić takie w przedziale 50-200 zł takie które jakością na pewno nie ustępują winom z Włoch czy Hiszpanii z tego samego zakresu cenowego, a jeśli ktoś lubi Cabernet Sauvignon i Merlot to te Bordeaux z Leclerca są znacznie lepszą ofertą niz Brunello, Barolo, Barbaresco, Priorat czy Rioja ze sklepów specjalistycznych w Warszawie.
    Oferta Penfoldsa na stronie internetowej FWS jest moim zdaniem zarąbista, piłem te wina na ostatniej degustacji win australijskich w Warszawie i moim zdaniem potwierdzają klasę w każdym przedziale cenowym.

  7. Krzysztofie, przeczytałem teraz co pisze WB. On znowu wczytuje fałszywy trop. To nie chodzi przecież o „pazerność importerów”, na Boga, a cechy rynku. Rynek wina w Polsce ma taką właśnie strukturę, że importerzy nie odczuwają interesu obniżać ceny. Zachowują się w sumie racjonalnie, z punktu widzenia ich interesu. Tylko, lobby prokonsumenckie powinno ich demaskować, skłaniać do obniżek, do unifikacji zachować na rynku europejskim. Bońkowski broni tego co jest, tę oczywistą niedoskonałość, w sumie nie wiadomo dlaczego broni. Jest elokwentny, inteligentny i potrafi wrzucać w dyskusje szczura, ale widać także, że nie ma pojęcia o rynkach, ekonomii, marketingu, politykach cenowych. Jest chyba muzykologiem z wykształcenia, zna się na winach, ale o ekonomii wie niewiele. Nie twierdzę, że musi się na tym znać. Ta niewiedza wychodzi jednak, brnie w sprawę i wydaje mu się, że kazuistyką może pokonać rozmówcę, jak będzie zaprzeczał, tupał nogami. A może wydaje mu się, że jak się zna na winie, to także na rynku wina? Może mu się tak wydawać. To ma jedno z drugim niewiele wspólnego. Każdy dobry analityk-abstynent po otrzymaniu danych rynkowych powie więcej o rynku winiarskim w Polsce, niż człowiek, który stosuje amatorską analizę, a taką stosuje WB. Jak chce coś zrozumieć i wypowiadać się kategorycznie, to powinien zaznajomić się z podstawami: jak działa rynek, ten doskonały (teoretyczny) i niedoskonały, jak kształtują się ceny na rynku, co to jest asymetria informacji, itd. Jemu się tylko wydaje, że wie. Ech, szkoda gadać. U nas w Polsce wszyscy się znają na wszystkim: na polityce, na pogodzie, na zdrowiu, na piłce, na katastrofach lotniczych. A red. Bońkowski zna się także na procesach rynkowych, no pokazuje, że zna się na rachunku kosztów, wykonuje sprawnie analizę wrażliwości, wie także co to elastyczność cenowa. Po porostu wie. Ale może niech już pisze o winie raczej… Lubię go czytać, jak pisze o winie…

  8. „Bońkowski broni tego co jest, tę oczywistą niedoskonałość, w sumie nie wiadomo dlaczego broni. ”
    Ja chyba się domyślam dlaczego, przecież on nigdy nei skrytykował ani Miełżyńskiego ani Chrzczonowicza ani innych ludzi których dobrze zna ( Festus?) sprzedających wina po skandalicznie wysokich cenach. On jest z tymi ludźmi na stopie towarzyskiej co zapewnia mu wejściówki na jakieś prywatne degustacje organizowane przez tych ludzi i dodatkowo ma możliwość od nich otrzymywania butelek do degustacji i pisania potem notek na Winicjatywie czy gdzieś indziej.
    Gdyby ich publicznie zjechał to od tego momentu musiałby sam za wszystko z własnej kasy kupować a to by bardzo bolało 😉
    Inna sprawa że tak jak Bońkowskiemu napisałem, najlepiej na pracę krytyka winiarskiego wpływa to kiedy musi wydać kilkaset złotych z własnego portfela na oceniane wina czy wino.
    Jak mozna mieć zaufanie do krytyka który utrzymuje przyjacielskie kontakty z importerami a w zamian może liczyć na określone profity ( darmowe degustacje rzadkich win, przesyłanie butelek do degustacji itp).
    Do dla kogo on w zasadzie pracuje? dla czytelników czy importerów?

  9. Panie Marku-chciałoby sie powiedzieć: Da ist der Hund begraben ! A w ogóle to dziwie sie Panu /i nie tylko/,że ma Pan jeszcze zdrowie na polemikę z Panem WB.Facet nieustępliwy,nie cofnie się nawet o mm! Najbardziej to brakuje mu,chociaż odrobiny skromności i pokory!! Zresztą Kinderstube też niewysokich lotów.Pozdrawiam serdecznie.Egeszsegere!

  10. Zadałem retorycznie to pytanie. To jego koledzy i głupio mu ich krytykować, że mają wysokie marże. Nawet można to zrozumieć. Nie można zrozumieć, że jest taki nieprzejednany, że wchodzi w polemiki, atakuje, obraża się. Twój wpis mógł zwyczajnie zignorować, ale ruszył do ataku (obrony kolegów), a wcale nie musiał tego robić. Jest pewny siebie, myśli, że te demagogiczne argumenty przekonają, nie Ciebie, ale innych czytelników. On wie, że Ty, ja, sali, Krzysztof, jesteśmy „straceni”, bo wiemy jak marżują znani importerzy (to wymienionych dorzuć także Kondrata). Dla jednych WB się kompromituje, dla innych jest przekonujący, ci którzy go popierają i dogadują, to pewnie importerzy.

    Kiedyś to się zmieni, ale zmiany cen, to proces, czasami trwa długo, ale to się zunifikuje i będzie kiedyś jak w Niemczech. Oby jak najszybciej, bo teraz to jest dziki zachód z cenami. Sklepy specjalistyczne jadą z cenami, Piwo i wódka tania po knajpach, a wino drogie. Red. Bońkowskiego to nie dziwi, dowodzi, że to normalność jest. W sumie to nawet normalne jest, bo normalnym jest trzymanie wysokich cen, jak się nie musi ich obniżać, bo interes się kręci.

    Dodam jeszcze jeden wspólny interes redaktorów i importerów, którego nie wymieniasz. Są nim organizowane eventy dla biznesu. Wynajmuje się tam znanych redaktorów jako moderatorów i kupuje wina, fiu fiu, drogie wina. Zarządy, rady, platynowi klienci piją wina z górnej półki. Redaktorzy prowadzą degustacje, prelekcje, zarabiają na tym, a wina kupują u… Pewnie jakoś się marżami także dzielą, jedni podsuwają innym interesy w tych eventach.

Leave a Reply