Okiem praktyka. Nowa inspiracja.

Okiem praktyka.

Dzisiaj pod moim sklepem przy ul. Flory 9 w Warszawie, spotkałem „Guru” winiarskie, czyli pana Marka Bieńczyka. Dosłownie zamieniłem z nim kilka zdań, a to spotkanie mnie bardzo zainspirowało.

Tym razem pod szyldem Okiem Praktyka.

Czyli człowieka z doświadczeniem ponad 30-letnim w imporcie wina do Polski.

Już nie recenzjami gównianych win z dyskontów, a czasami nawet dobrych, ale zbyt rzadko odkrywanych, a raczej felietonami w formie refleksji na temat rynku wina w Polsce. Zdradzę nawet sporo kuchni importerskiej, aby moi czytelnicy mieli pojęcie, jak ten rynek funkcjonuje. Żeby pokochali wina tak, jak ja je pokochałem po 30 latach. I moja miłość do wina się ciągle rozwija. Poprzez szacunek do winiarzy, których spotykam na mojej drodze. Do ich ciężkiej pracy zamkniętej w szklanej butelce.

A spotkałem ich już tysiące. Tak, nie przesadzam. Tysiące.

Nie tysiące win, bo tych było znacznie więcej.

Opowiem, dlaczego nie sprzedaję wina hurtowo do innych sklepów czy gastronomii.

Wobec tego mój blog mocno się zmieni. Podzielę się bardziej tym, co mnie inspiruje, niż co piję. Co podziwiam, ale i co mnie drażni.

Chociaż…. winnymi inspiracjami również. To na pewno wzbogaci każdego winomana. A ciągle mam również jakieś nowe miłości winiarskie. Nowe wina, nowe winnice. Importowałem wina z całego świata poza USA, bo nie było mnie stać na takie inwestycje w wina, których nikt nie kupi. Hahaha.

Taka jest niestety smutna rola importera. Nie kupujesz tego, co ty kochasz, bo tego nikt nie kupi. Albo zbyt drogie, albo zbyt trudne.

Dzisiaj wróciłem z kolejnego wyjazdu winiarskiego do Austrii. Próbowałem setki genialnych win. Znalazłem kolejnego producenta, w którego winach się zakochałem.

Lecz najbardziej zapamiętałem słowa mojego partnera winiarza, który na mój argument o jakiejś wysokiej nocie wina, powiedział:

Najlepsze wina są dla krytyków, nie do picia.

Piękna puenta po ponad 30 latach importu wina. Szkoda, że nie moja. Hahaha.

Dokładnie 33 latach, bo wystartowałem w roku 1989, czyli jako jeden z pierwszych w Polsce prywatnych importerów z zezwoleniem za import.

Krytyk ma na wydanie opinii łyk, dwa i do tego jeszcze wino wypluwa. Konsumenci muszą te wina wypijać! Ostatnio często powtarzam winiarzom, że mają super wina, bo nie tylko dobre, ale i komercyjne.

Czasami do klientów mówię: To Primitivo jest nie tylko soczkiem jak Primitivo, ale jeszcze dobrym winem. Ma nawet trochę kwasu i finezji. Najczęściej mówię te słowa, przy winach od Nicoli Chiaromonte. Niestety ceny jego win ciągle szybują w górę i to coraz bardziej, im większą renomą się cieszą.

Dopiero po słowach tego winiarza zrozumiałem tę prawdę. Faktycznie. Często mam genialne wina a wypiję kieliszek dwa i już mi się więcej nie chce. Męczą mnie.

Inne wina, dobre wchodzą nie wiadomo kiedy. Złe to nie wchodzą nigdy. Hahaha.

Na szczęście dla mnie moi klienci czują to samo przy moich winach. Nawet podstawowych. Nie da się ich porównać, do tego, co jest w Biedronce czy Lidlu. Chociaż tak korzystnych cen mieć nie mogę.

Dzisiaj jest inspiracja do powrotu do pisania. Na pewno nie tak często, jak to robiłem przy recenzjach win, ale jestem przesiąknięty winem i rynkiem winnym w Polsce, ale również i na świecie.

Dzisiaj każde napisane zdanie inspiruje mnie do całego wpisu na dany temat. Więc już skończę.

Do zobaczenia!!

Leave a Reply