Wczoraj na Winicjatywie ukazał się artykuł Sławomira Chrzczonowicza pod tytułem Uczciwa cena?
Oczywiście ten artykuł wywołał dużo komentarzy na forum dyskusyjnym.
Dlatego i ja postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze.
Używanie zwrotu uczciwa cena w recenzji wina jest dla mnie nie do przyjęcia. Rozumiem każde inne określenie, ale nie to. Sugerowanie, że coś jest uczciwe, a coś jest nieuczciwe, to nadużycie.
Główną tezą tego artykułu jest odpowiedź na pytanie: jakie są przyczyny tego, że ceny wina w Polsce są wyższe niż na zachodzie.
Na pewno wynika to przede wszystkim z tego, że spożycie wina w Polsce jest bardzo niskie. Gdyby kupujący w sklepach specjalistycznych spożywali więcej wina, to nie zaakceptowaliby tak wysokich cen.
Kupując jedno lub dwa „dobre” wina akceptują jego wyjątkowość (?) poprzez wysoką cenę.
Sklep nie ma interesu w obniżaniu ceny detalicznej, bo to nie wpłynie (przynajmniej na początku, a może i w ogóle?) na wzrost sprzedaży. Czyli na pewno będzie miał mniejszą marżę, co może spowodować brak rentowności. Bazując na określonej grupie stałych klientów, nie musi obniżać ceny, aby „lojalni” klienci kupowali u niego wina. Kupują w takim sklepie dlatego, że jest dobry serwis, dobra selekcja i po prostu lubią tam kupować.
Dzisiaj zadaniem importera jest poszukiwanie najtańszego wina w danej kategorii, aby móc je sprzedać jak najdrożej. Każdy „zawodowiec” wie, że poziom cen nawet wewnątrz jednej apelacji czy siedliska może być bardzo różny, dlatego nieprofesjonalne jest pisanie, że dane wino ma uczciwą cenę, kiedy jest w zakupie tańsze od innych win z tego regionu o połowę, albo i więcej, a na półce stoją obok siebie w tych samych cenach. W cenach akceptowalnych na naszym rynku, czyli średnich dla danego regionu w Polsce. Nasz rynek akceptuje wysokie ceny, bo jest bardzo mały i przez to nie ma konkurencji. Pomimo wielu tysięcy sklepów monopolowych i spożywczych gdzie wino jest dostępne, jego ceny wszędzie są prawie takie same, a sprzedaż wina w tych sklepach jest marginalna!
Reasumując, wniosek jest taki: Dopóki spożycie wina w Polsce będzie tak niskie, dopóty ceny wina będą tak wysokie!
Dlatego wszyscy ci, którzy konsumują obecnie dużo wina, są skazani na zakupy wina w dyskontach lub w supermarketach. Co prawda istnieje już kilka dobrych i tanich sklepów internetowych takich jak Viniteranio czy Magia del Vino, ale kupowanie w sklepie stacjonarnym nadal jest drogie.
Wszystkie inne argumenty o wysokim koszcie banderol i nie wiem czego tam jeszcze, są tylko mitami. Nawet jeżeli trzeba zatrudnić osobę do banderol, to przy sprzedaży kilkudziesięciu tysięcy butelek miesięcznie (mam na myśli znacznych importerów) przekłada się to na wzrost ceny o 20-30 groszy? No niech to nawet będzie 1 zł ekstra do każdej butelki. To skąd różnice 10-20 zł przy cenie detalicznej 40-50 zł?
Mój kolega, który prowadził sieć sklepów monopolowych, kupował wina w Makro po 9,99 zł i sprzedawał po 19,99 zł, lub po 14,99 zł i sprzedawał po 29,99 zł. Takich win na półkach naszych sklepów są setki i tysiące.
Niestety dzisiaj najlepszą opcją pozostają zakupy w dyskontach. Przynajmniej ceny mają rewelacyjne, a i jakość jest bardzo zadowalająca. O niskiej jakości tych win mówią przede wszystkim ci, którzy tych win nie kupują i nie konsumują. Sam tak uważałem, dopóki nie zacząłem tych win kupować i próbować. Wcześniej opierałem się tylko na opinii klientów i znajomych, którzy kupowali wina polecane przez Winicjatywę, a te wina często były niesmaczne.
Kiedy pierwszy raz wziąłem udział w degustacji dużej jesiennej oferty Lidla, znalazłem dużo dobrych i bardzo dobrych win. Zwłaszcza w relacji cena do jakości!! Teza o tym, że te wina są po 1-1,5 euro jest nieprawdziwa i rozsiewana przez konkurencję. Bo czym wytłumaczyć tak niskie ceny w dyskontach?
Na zdrowie!!
Swietnie napisany artykul w calej swojej rozciaglosci.Osobiscie takze uwazam ,ze w dyskontach jest wiele dobrych win,wystarczy tylko dobrze poszukac.Jesli chodzi o sklepy internetowe to rzeczywisci bezkonkurencyjny jest Viniteranio choc nie unikam takze zakupow w Winezji i 6Win:) pozdrawiam:)
Dobry tekst. Chrzczonowicza i Bońkowskiego nie da się czytać, jak po raz setny dowodzą, że 2+2 równa się 5. To staje się nieznośne. Nawracają jak pijany płotu i robią wodę z mózgu czytelnikom. Zwłaszcza te wyliczenia są żałosne, bo to jakaś postekonomia, postkalkulacja. No ale jeden jest handlowcem u importera, a drugi ma interesy z tymi importerami. Ale takie pisanie robi krzywdę importerom i jest kontrefektywne. Ale nie ma sensu teraz rozpoczynać wywodu dlaczego jest kontrefektywne.